poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Pośrodku znaczeń

Gdzież my, ludzie Ci parszywi, nieludzcy?
Tutaj. Jedziemy metrem, pociągiem, samochodem.
Poniedziałkowy poranek niepewność mi daje
Czy dojadę,czy też nie.
Strzały w siwym lesie,
ognia przepełnionym, honorem,strachem
czerwono-czarne mchy i drzewa oglądać dziś nam dane,
przez górę cień na ziemski padół zrzucony.
Wychodzi Słońce, chmura się rozpyla.
Nie ma nic.
Białe jest czerwone, czerwone jest czarne.
Widzę węgiel, widze wybuch, widzę krew.
Przenika mnie elektyczna siła.
Głowa ma w rozetę rozstraja się.
Gdzie prawdy szukać?
Na dróg rozstajach,
Na Czarnobyla ziemiach,
W wielkomiejskim motłochu?
W molochu znaczeń, w potoku spostrzeżeń.
Drogi mój bibliofilu.
Patrzeć nie znaczy widzieć.
Wiedzieć lustrować,znaczy się -
- dostrzegać.
Gdym pośrodku znaczeń niepewnych
w kalkulatorze spostrzeżeń
świata niepodległego stanął,
Powiedzieć umiałbym jedynie,
że patrzę,lecz nie widzę, że słyszę
lecz cisza w dali, że czuję, ale
jednak to wszystko śmierdzi.

wtorek, 6 kwietnia 2010

On i Ona

Dobranoc powiedział.
Ona myśli i czeka na ukochanego.
On żyć nie może bez ukochanej swej.
A Ona czeka.
Duma Chłopak i duma Dziewczyna.
On wzdycha,miejsca znaleźć nie może.
Pocałunków spragniony
do Gwiazd, do Księżyca rozżażonego
jak ich uczucie woła.
By odnaleźć ją.
Lecz nikt jej nie widzi.
Ona z tęsknoty umiera.
Na parapecie leży i wzdycha.
Przez zaszronione szyby spogląda w Niebo.
Tam konstelacja.
Amora.
A w niej gwiazdy ułożone w imię Kochanka.
Jemu serce pęka i krzyczy do Gwiazd,
licząc,że Ona usłyszy:
,,Kochaj Mnie! Zawsze i wszędzie,
Gdy czasu zostanie,czy gdy go już nie będzie!
[On płacze]
Władaj umysłem i uczuciem Mym,
Bym szczęśliwym z Tobą był!"
Ona nie słyszy.
[Księżyc zaszyły Czarne Chmury,Kochanek odchodzi zasmucony]

Nienawidzę

Nienawidzę Cię.
Nienawidzę Twojego tępego śmiechu.
Nienawidzę Twojej duszy.
Kocham krzyk.
Mój.
Spalę Cię.
Na olszowym stosie.
W środku lasu nad Bunton Creek.
Potem zrobię Ciebie kukłę i zawieszę na gałęzi.
Twoja dusza będzie błądziła.
Tępiła niewinnych i bezbronnych.
Bo Twoje życie pozbawiło mnie życia.
I się zepsuło jak film na kliszy.
Żartowałem.
Ja się nie zepsułem.
A ty wpadłaś.

Raz,dwa,trzy

Leży niczym chusta na obłoku
Dokładnie go okrywa
specyficzny smak goryczy i zmysłowości
Przeszywający ciało dreszcz podniecenia
Niczym brzoskwinia miękkie Twe usta
soczyste i delikatne
dreszcz przejmuje pałeczkę pożądania
kochankowie spleceni niczym węzeł gordyjski
siła wyciska namiętność
namiętność- rządzę
rządza - apetyt
apetyt - ciekawość
ciekawość - ekstazę
to co nie znane staje sie smaczne
o, czereśnio!
skały drżą
topią się lody
o, miłości!
wzburzają się oceany
o, tak!
ciała rozgrzane
z piętnem przeznaczenia
ogniem rozpalone
zwinny język pieści słowami
okrywa ich nagie ciała
raz
dwa
trzy
BIEGNĘ
cztery
pięć
sześć
DOTYKAM
siedem
osiem
dziewięć
PIESZCZĘ
grzechem są słowa me
czy nie ma nic przyjemniejszego
niż dotyk Twój?
słodycz soku w ustach
pikantność Twego spojrzenia
radość dotyku Twego
raz
dwa
trzy
nie ma mnie
leżę w Arkadii.

niedziela, 4 kwietnia 2010

Derotyk

Dotykaj mego ciała.
O,tak!

Rzuć mnie na ziemię
Chcę poczuć to jak jeszcze nikt.
Jestem jak płomien,palący sie desperacko,
lecz Ty potrafisz mnie okiełznać.

Dotykaj,całuj,pieść me ciało!
Czuję Twą dłoń na mym udzie
Czuję jak mnie dotykasz.
całuj mni.
Delikatnie i czule.
Namiętnie i ekstremalnie.
O..
chcę poczuć to.
O tak, ma szyja płonie.
Twoja się topi.
Lody topnieją
Delikatne kropelki rosy spływają
po ciałach naszych.

Muskam Cię, muskasz mnie Ty.
Język nie tylko mówi, lecz i cieszy ciało me.

Lubię kiedy tak leżysz obok mnie.
Lubię kiedy tak łączymy się w jedno
Wino soczyste.
Soki się łączą.
Wino extra vergin.

Czuję Cię nisko na dole.
Czuję Cię wśród zieleni.
Czuję cię wśród miłości sklepienia.

Czuję jak oddychasz.
Słuszę jak mnie dotykasz.
Widzę jak się Tobie oddaję.
Krzyczę! Gdy jesteśmy razem.

Natura i my.
Dwoje kochanków na leśnej polanie.
Z dala od innych.
Sami dla siebie.
Stworzeni dla naszych ciał.

Sklejeni kroplami rosy.
Nagie ciała wiatrem otulone.
Rumiankiem uzdrowione.
Różą nasycone.

Wijemy się w ekstazy ramionach.
Skały drżą,
Niebo dudni,
Ciała płoną,
Chemia podsyca,
Dusze nienasycone.

Dotknij mnie, pocałuj, zasmakuj!
Ten ostatni raz.
Ten jedyny możliwy.
W ten sobotni poranek.
O tu, tak tu, tu na wgórzu.
Tu przy wiatraku wśród pszczół i miodu.

Pozwól mi popatrzeć w oczy
Twe rozżarzone.
Daj nacieszyć oka.
Daj mi siebie.
Ten ostatni raz.
W ten niepewny czas.

Modlitwa

Boże Ty Mój Przenajświętszy
Ojcze wielki Nasz!
Tyle pytań wciąż do Ciebie Panie mam.
Dlaczego tak się dzieje
że życie me się psuje?
Zbawicielu mój!
Walczyć mi pomóż.
Śmierci przezwyciężyć.
Zatrzymać to co nas niszczy.
To co chcemy,by nie istniało.
Panie Przenajświętszy!
Czemu siedzieć to we mnie musi?
Co jest tego przyczyną?
Złe me życie?
Tylko ty to wiesz.
Boję się woli Twej srogiej.
Chcę żyć jeszcze choć chwilę,
nie myśląc o tym co w mej głowie.
Co mnie niszczy,
Co hibernuje.
Proszę Cię Panie!
Czy wielbić nie wystarczy Ciebie Ojcze?
Może taki już mój los.
Przeznaczenie.
By pożyć chwilę zaledwie.
Kogoś ocalić.
Uchronić.
Może jednak pogodzić się już z tym muszę?
Tylko Ty Panie Wielmożny znasz na milion pytań mych odpowiedzi.
Czy ten Kosarz musi za mną chodzić?
Ile mi czasu pozostało?
Czy muszę się dowiedzieć czy to jest to?
O losie!
Dlaczego los mój z góry Zbawco ustaliłeś?
Zostawiać mi braci i siostry me na tym
ziemskim padole nie woli!
Szansę mi daj!
Nie chcę,by przy kamieniu na trawie
potoki łez i płaczu dyzonans trogę w nich budziły!
Boże!
Proszę Cię! Miłuję Cię!
Szansę mi daj!
Choć jedyną!
Bym mógł ją jeszcze wykorzystać!
Abym nie szedł spać z myślą
o Snu Wiecznym.
Chcę blisko Ciebie Ojcze być.
Lecz nie chwila ta na to odpowiednia!
Namawiam Cię!
Nakazywać Ci nie wypada mi
Lecz proszę.
O tę drobną nadziei iskierkę.
Bym zdążył się bliskimi nacieszyć.

sobota, 3 kwietnia 2010

Mroczna przyjaźń


Siedzę w kaplicy kącie ciemnym

Ze świecą, kartką i piórem wiecznym.

Płomień się nie porusza,

Bo odchodzi już ze mnie dusza.

Nie ma już tego, co kiedyś było.

Zabawy, radości w twej obecności.

Problemy, tajemnice, smutku morze zmyło.

I dumnie teraz na tronie wysokim siedzi wasza wysokości!

Czy to tak miało wyglądać?

Egoizm, Zazdrość, Pycha lub Nienawiść to dzisiejsze imię Twe.

Żal, Smutek, Miłość, Naiwność są już we mnie martwe.

Nie będę płakać, na ciebie się oglądać…

Nie usłyszysz ode mnie już sympatii słów..

To co było – umarło. Drugiej Tobie szansy nie dali.

Od dzisiaj widzieć będziesz siedem szatana głów,

Bo czekam, aż Ty – całe zło się spali.

Świeca gaśnie, na witrażu nagi cień życia mego.

Chcę odejść do świata lepszego!

Lecz słyszę głos ciepły, prawdziwy…

Mówi do mnie szeptem: ,,Pozostań żywy!”.

Słowa Jej ciepłe do serca mego trafiają.

Moc radości przesyłają.

Do szczęścia pełni, droga długa wiedzie,

Teraz już wiem, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.


Wyspa

Demonie ty!
Czarcie ty!
Nieprzyjacielu ty!
Karmił mnie jad twój
niczym greckich bogów arkadyjski nektar.
Słodki,przyjemny,usypiający.
Dziś wiem,żeś zły ty.

Ziemię swą opuściłeś, by zbadać ląd nowy.
Nie broniłeś, dlaczego?
Dlaczego na krwiożerczego losu pastwę go pozostawiłeś?
Taki wspaniały?
Lud twój cię wygnał!
Uciekaj stąd!
Już za późno.
Tylko...jakaś to ta nowa wyspa?

Wszystko i nic

Kłamstwem obładowałeś
Uczuć nie poszanowałeś.
Pomysł dość trafny
Lecz nie lada skuteczny.
Przyjaciela miałeś
Kochanka schrupałeś.
Nowe utworzyłeś
Lecz stare zburzyłeś!

Surprice

Żal w sercu mym niepojęty
Czar osoby twej niepomierny
Gdzież oczy me?
Czyżby były aż tak złe?

W ciemności szukam ściery
Ciemno, mroczno, koszmarnie,
Burza w sercu mym!
Czarno,szaro, krwisto!
Serce me, co ty zrobiłeś ?!

Za namiętności podmuchem ulotniłeś się
wyszukałeś niebezpieczną roku porę.
Burze,sztormy... oczyszczenie.
Gwiazda spadła.
Przyszedł Pan.
Burza ustała.
Nowy okres się zaczyna,
lecz milczysz ty, milczę ja.
Widzę nie cię, lecz nie-cię.
O Panie daj mi siłę by przetrwać
zimowe sztormy, pozwól ujarzmić mnie tę Gomorrę! *
Pięknyś Nie Ty. Taki spokojny, przewidywalny.
Ale co to? Toć Ty to Nie Ty!
Kim jesteś?


..................................................................
* celowy zabieg stylistyczny poprzez zapisanie dwóch liter "r"

Maestro

Mistrzu, gdzież Twój drugi wymiar?
Gdzie Twoje pióro i pergamin?
Piszże dalej tę sztukę, toć to majestat!
Świat drży w posadach!
O umysłu jasności!
Eureka!
Odkryłeś prawda?
Ezopową piszesz dziś treść
słodką,smaczną, trafną.
Bezpiecznej szukasz scenerii.
O Maestro!
Któż Cię pokochał ten Cię znienawidził!

Czołg

Rozjechał.
Serce bije i nie bije
Umysł tępy bo wyjęty
Ciało marne wymarłe
Głodny szkodnik marnotrawnik
Bzdetny konus
Maciejanos-Gregorianus
Oczy smutne mamutne
Straszne to-co teraz Ty i ja.

Bissimo

Miałkimi marzeniami spowity mózg.
Lasy,łąki, to wiosna!
Róże,tulipany,my, to wiosna!
Lecz to jeszcze zima.
Mróz tęgi trzyma,szyby pękają.
Dzwony dzwonią, serce bije,
Umysł czysty, niespokojny.
Zapełniony. Słodki jad w żyłach krążący
narkotyzuje niczym namiętności chwile.

Primo

Przed oczami znowu Twoja twarz,
Łgajaca,uśmiechnięta - twarz.
Nieokreślona. Z dziwną maską.
Jakiś nowy typ.
Kolorowa ,szykowna,chętnie podziwiana.
Piękny ryj.
Morda się śmieje,
pluje żrącymi kłamstwami w twarz.
Lecz ja widzę miód.
Czuję wiosnę,zapach róż,
z utęsknieniem czekam na wyjazd,
Na dotyk, na muśnięcie Twoich ust.

Baterflaj

Wkurwienie ogarnia mnie,
czarne spaliny dookoła głowy płoną soczystym płomieniem nienawiści!
Giń czarci podmiocie na zwęglonych uczuciach
serca zgniecionego deszczem betonowym!
Miłość jest jak motyl - delikatna.
Przygnieciony płytą betonową nadal bedzie żył...
..w pamięci innych.

Transfuzja

Tęsknimy do tych chwil utraconych,
Pożartych przez rzeczywistość nieludzką,
ponadzwierzęcą.
Chwytajmy szansę,gdyż chwila musi trwać.
Głowa na wylot pękna, nieprzenikniona rozwaliła się niczym domek z kart.
Napewno pragnę, napewno wiem,że
nie pożre mnie wylicytowany los.
To nie jałowa śmierć
To strach przez ryzyko.
Złe wrażenie, pęknięcie.
Implozja pulsu wewnątrztkankowego,
egzo-bólu.
Bólem masturbacja !
Hipertrofia myśli
Pedofilia pragnień
Cmentarzysko marzeń.
Nieokreślony czyn.
Czuję w sobie gniew,
kwaśna krew w żyłach gotuje się!
Dżuma przyszła