poniedziałek, 24 października 2011

Betonowy deszcz

Chmury czarne przywiał wiatr.
Drzewa kiwają się na boki.
Latarni ulicznej strzeże Sathamatr1
A ja z młotem kuję betonowe bloki.
Beton,beton,beton.
Cegła,cegła,cegła.
Młota i kowadłon do białości rozgrzane.
Ryk grzmotów, płacz dzieci.
Odgłosy rozbijanych kawałów betonu.
Chmury brudne,szare,czarne.
Błyskawice elektrycznie nienasycone.
Latarnie się kiwają.
Głowy pękają.
Ta siła przenika mnie.
Z nieba betonowy deszcz na mnie pada.
Młot mocny.
Chodnik pęka.
Siła.
Gniew.
Ten kto betonem dostanie
Ten w beton się przeistoczy.
Zmierzam ku drewnianym kukłom na cmentarzu.
Tam krzyczą dzieci.
Beton nadal pada.
Ta ekspresja dopadła mnie.
Potylica pęka.
Po skroniach krew spływa.
Nic nie ocali mnie.
Vmecktekthon2 czeka.
Penthouse przepełniony,
Czarne chmury nad nim.
Ludzie krzyczą.
To siłą napełnia mnie.
Szyby pękają.
Ludzie skaczą.
Niebo czerwone.
Gwiazdy czarne.
Chmury betonowe.
Ziemia się trzęsie.
W szafie pęka konstantanowa pozytywka.
Nadchodzą Amaranci.
To koniec.
Betonowa chmura obrywa się.
Dookoła tylko beton.
I krew z popękanych czaszek.
To wszystko przytłacza mnie.
A pioruny walą w betonowe morze.


1. Sathamatr - strażnik młota.
2. Vmecktekthon - elektryczność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz